wtorek, 6 listopada 2018

Motór na biegunach

Wszystko zaczęło się pewnego popołudnia, kiedy zadzwonił do mnie kolega z prostym pytaniem: "...Stary, zrobimy u Ciebie w garażu zjeżdżalnię dla moich dzieci?". Jak nie trudno się domyślić, odpowiedź była twierdząca, a głowa szybko stała się pełna pomysłów.



Jako, że zjeżdżalnia miała z góry określony zarys, zacząłem rysować w głowie projekt i jednocześnie szukać ulepszeń i inspiracji, by zrobić coś extra! Tym sposobem szybko trafiłem na Instagram i Pinterest (nie jestem już pewien, która kopalnia pomysłów to była, przez co wymieniam oba te zacne serwisy). I tak od zjeżdżalni mechanizmem łańcuchowym docieramy do całej masy inspiracji do realizacji których mógłbym użyć mój (wtedy) świeżo zakupiony sprzęt. Błądząc poprzez gąszcz drewnianych kluczy, wkrętarek i innego typu drewnianych cudeniek trafiłem na TO! Drewniany motocykl na biegunach! W tym momencie obudziły się moje dziecięce marzenia o własnym motocyklu oraz wspomnienia wielkiego Suzuki stojącego garażu - to znaczyło tylko jedno! Tego pomysłu nie można tak po prostu zostawić, go trzeba zrealizować!
Choć pomysł zjeżdżalni po czasie upadł i nigdy nie powstał (choć kiedyś... kto wie), to idea drewnianego motocykla nadal siedziała gdzieś w mojej głowie. Czas leciał, a produkcja nadal była odkładana przez brak czasu, brak pieniędzy, czy choćby brak okazji. Ale po kilku miesiącach stało się! Pojawiła się idealna okazja! Urodziny mojego siostrzeńca Nikodema. W końcu drugie urodziny, to najlepszy moment na pierwszy motocykl!
Czasu było niewiele, a pracy dużo. Na szczęście do pomocy wkroczył mój brat, który niedawno poczuł powołanie do majsterkowania (zwłaszcza w drewnie) i podobnie jak ja zakochał się w drewnianym motocyklu. Plan był prosty i szybki - szykujemy materiały i narzędzia, po czym zabieramy się do pracy. W końcu na całość mamy niecałe 2 tygodnie!


Po kilku dniach udało się skompletować wszystkie potrzebne materiały (a przynajmniej tak się wydawało), dzięki czemu można było zabrać się do pracy. Ale łatwo nie było - już na samym początku trafiliśmy na masę problemów do rozwiązania. Po pierwsze - w zasadzie pierwszy raz tworzyliśmy coś ze sklejki, i to tak dokładnego i precyzyjnego. Po drugie - stare, dobrze mi znane narzędzia nie nadawały się do tego typu prac, a z nowymi nie zapoznałem się jeszcze na tyle dobrze, by "rozumieć się z nimi bez słów". Piła taśmowa okazała się idealnym rozwiązaniem, niestety odmówiła posłuszeństwa zaraz po wybuchu mojej radości z wycięcia pierwszego udanego elementu. Zbliżający się wielkimi krokami deadline wyeliminował wizje naprawy, frezarka górnowrzecionowa również nie zdała egzaminu. Koniec końców skończyło się na poświęceniu jednego cennego wieczoru, by dostosować posiadane narzędzia i stworzyć proces produkcyjny elementów. Taka mała, dwuosobowa linia produkcyjna :)
W końcu prace ruszyły pełną parą, doba robocza wydłużyła się do godziny 11:00-12:00 w nocy, a garaż pokrywała coraz grubsza warstwa pyłu i trocin. Z każdym nowym elementem, niepowodzenia odchodziły w niepamięć. Widok pierwszych zarysów tworzącego się cudeńka dodawał sił i chęci do dalszej pracy. Nie przeszkadzało zmęczenie, późna pora, czy wizja porannego budzika na kolejne 8 godzin w pracy przed wyprawą do mojej garażowej stolarni.



Choć prace trwały w najlepsze, nie mogło obyć się bez wpadek! Tak już to bywa, że projekty zawsze mają niedociągnięcia i błędy - zwłaszcza gdy sam wtykam w nie paluchy (albo sam je tworzę). A może by tak dodać jeszcze taki element? A czy jest to wystarczająco wytrzymałe dla małego Niki Laudy? A dlaczego liczniki są do góry nogami? Takich pytań jest wiele, a czasu jak zawsze za mało. Termin? Tylko nieco przeciągnięty - ale czymże jest kilka dni względem branży budowlanej! Lakier też sam nie wyschnie, chociaż...:) Na szczęście udało się! Impreza urodzinowa na motorze - czy może być coś piękniejszego dla małego rozrabiaki?



Jest to chyba mój największy i najtrudniejszy projekt, jaki do tej pory zrobiłem. Mimo iż wydaje się że to tylko kilka kawałków sklejki wyciętych wyrzynarką i skręconych ze sobą, to realia były zupełnie inne. Pod tą cienką warstwą lakieru kryje się wiele godzin nauki, pracy i poświęcenia.

Nim podzielę się resztą zdjęć, musze się przyznać, że tym razem projekt nie jest mój - można go kupić na stronie cgtrader. Tak jak już wcześniej pisałem, musiałem wepchnąć w niego swoje paluchy i zrobić część elementów po swojemu - w końcu zasady są po, to by je łamać, a projekty po to, by je zmieniać ;)








1 komentarz: